Glony, czy jesteśmy na nie skazani?
Oczko wodne, obiekt marzeń wielu z nas, posiadaczy ogrodów. Oczami wyobraźni widzimy już ten uroczy zakątek, pełen kolorowych rybek, żabek i wszystko, czego dusza zapragnie. Brzegi porastają kosaćce, jeżogłówki czy delikatne lobelie, a w środku króluje przepiękna lilia. Żyć, nie umierać! Nie da się jednak nie wspomnieć o rzeczy najważniejszej, bez której nasze oczko nie ma prawa funkcjonować, o wodzie. Nasze małe jeziorko ma być wypełnione krystaliczną cieczą i żadnej innej ewentualności nie bierzemy pod uwagę. Do czasu…
Zielona woda to pierwsza rzecz, która przyprawia nas o ból głowy. Ryby stają się niewidoczne już przy kilkunastu centymetrach głębokości, a cała praca włożona w ukształtowanie dna kamieniami idzie na marne. W panice przeszukujemy czeluści internetu w poszukiwaniu złotego środka mającego usunąć ten efekt uboczny. Na rynku jest cała masa chemicznych specyfików, należy jednak podjąć w tym miejscu decyzję, czy nasze oczko ma być oazą życia, czy też preferujemy martwą naturę. Pominiemy w tej chwili tą drugą opcję.
Każdy z nas miał okazję widzieć naturalny zbiornik wodny w naszej strefie klimatycznej. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto widział choć jedno jezioro, rzekę czy choćby staw wypełniony idealnie czystą wodą. Mowa oczywiście o żyjących akwenach.
Cud natury wynika z faktu, że woda jest środowiskiem, w którym żyje cała masa organizmów i jej barwa uwarunkowana jest między innymi właśnie ich ilością. Do tego należy dołożyć jeszcze wpływ roślinności, skład chemiczny dna i mamy komplet. Zatem naszym zmartwieniem nie powinno być to, co żyje w naszym oczku, ale to, by zachować odpowiednie proporcje.
Wróćmy do glonów, bo to one są sprawcami naszego zielonego zmartwienia.
Otóż owe maleństwa pasjami uwielbiają słońce i pokarm. Konia z rzędem temu, kto znajdzie skuteczny sposób na zacienienie zbiornika o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych, ale można pokusić się o ograniczenie ilości składników pokarmowych w wodzie. Jak?
Rośliny! Nie mówimy tu oczywiście o jednej smętnie unoszącej się na wodzie łodyżce, ale o możliwie jak największej ilości roślin, które by żyć muszą pobierać z wody te same składniki co glony. Rzecz w tym, że dla tych drugich przestanie wzmiankowanych składników wystarczać. Na rynku mamy bardzo bogatą ofertę, przy czy pamiętać należy o okresie zimowym, którego niektóre z naszych roślinek mogą nie przetrzymać.
Temat wody jest równie szeroki, jak sama woda, nie da się w kilku słowach ująć całego zagadnienia, jednak teraz wiemy już czego się spodziewać i od czego zacząć Pozostaje mi jedynie życzyć wszystkim niezapomnianych chwil nad może ciut zielonym, ale tętniącym życiem oczkiem.
Najnowsze komentarze